Anna Tanalska-Dulęba | Pracownia Terapii i Rozwoju, Warszawa
Jak to się dzieje, że nabieramy przekonania, iż tak doskonale znamy i rozumiemy drugiego człowieka, podczas gdy jest on tak zasadniczo i nieprzekraczalnie obcy? W szczególności, – że jesteśmy tak pewni, iż świetnie wiemy i rozumiemy, co czuje, czego chce, co myśli i jakie ma intencje nasz partner? Rodzic? Dziecko? Podczas gdy on jest TAM i NIM, a my jesteśmy TU i SOBĄ?
I co by się stało, gdybyśmy z tego przekonania o znajomości i rozumieniu zrezygnowali?
Inaczej: Jaką potrzebę przekonanie to i pewność zaspokaja? Potrzebę bezpieczeństwa?
Jaki zatem lęk koi? Przed samotnością? Brakiem opieki? Światem? Lęk przed innym?
Dzięki jakim procesom, wrzuceni w całkiem nieznany świat, wśród obcych zupełnie ludzi zaczynamy z czasem uważać, że wiemy dokładnie, jacy ci ludzie, zwłaszcza bliscy nam, są, do czego dążą, czym się kierują? Zaczynamy wierzyć, że możemy ich kontrolować.
Poszukiwaniem odpowiedzi na te pytania wielu ludzi zajmowało się od wieków. Stawiali je sobie i stawiają nadal filozofowie, psychologowie i psychoterapeuci.
A zatem – jak się to dzieje?
Przyzwyczajenie, wdrukowanie, wpojone przekonania…
Dowiaduję się, że inni (zwłaszcza ci najwcześniej najbliżsi) wiedzą, jaka jestem – potem kształtuję siebie na modłę tej wiedzy – i dochodzę do przekonania, że też mogę wiedzieć, wiem, jacy są inni. Tworzę sobie ich moje wizerunki, do tych wizerunków się odnoszę i wedle nich postępuję; wedle nich traktuję Innych. Inni robią to samo.
Ileż razy zdarzyło ci się zderzyć z informacją, że twój bliski chce, myśli, dąży do czegoś zupełni innego, niż – byłaś przekonana – chce, myśli i dąży? Ileż razy dziwiły cię przekonania innych ludzi, nawet tych najbliższych, o tobie? Do iluż nieporozumień, konfliktów, dramatów i rozstań doszło z tego powodu w życiu moim, twoim i innych ludzi?
Do poznania, zrozumienia drugiego człowieka, Innego, możemy się jedynie zbliżyć asymptotycznie.
Możemy próbować się WCZUĆ: wyobrazić sobie, co będąc NIM, TAM i WTEDY czulibyśmy, czego chcielibyśmy, co myślelibyśmy i do czego dążyli. Wyobrazić sobie jego doświadczenie, wczuć się w nie, ale nigdy do cna poznać.
Nasi bliscy od naszego przyjścia na świat wpajają nam swoje przekonania na nasz temat. Gdy różnica między tymi wpojonymi przekonaniami innych o mnie, a moim doświadczeniem źródłowym przybiera zbyt wielkie rozmiary, mogę się stać sobie obca. Nie wiem wówczas, czemu zaufać: temu, co sądzą inni? Swojemu doświadczeniu? Ale czy na pewno „dobrze” doświadczam? Nie wiem, na czym się oprzeć.
Ja ich widzę.
Oni mnie widzą jako jakąś.
Ja ich widzę jako widzących mnie jako jakąś.
Oni mnie widzą jako widzących ich jako widzących mnie jako jakąś…
I tak bez końca.
Gdzie i kiedy dochodzi do SPOTKANIA?
Jestem terapeutką. Często i chętnie pracuję z parami i rodzinami. Wiem, że zasadniczym momentem w terapii jest ten, gdy ludzie odkrywają, że się wzajemnie nie rozumieją – po latach! To trudna chwila, bolesna, ale bywa koniecznym krokiem do budowania od nowa dobrego związku.
Psychoterapia pomaga rozpoznawać galimatias obcości w bliskości. Pomaga zbliżać się – choć, jak sądzę, nigdy w pełni dotykać – do doświadczenia źródłowego drugiego człowieka. Pomaga nabierać odwagi, by Innemu pozwolić się zbliżyć do Siebie. Pomaga dostrzec niezrozumienie i niepewność i się z nimi godzić – nawet jeśli nie polubić.
Tego galimatiasu – niewygody egzystencjalnej – doświadczamy czasem wprost.
Często wszakże zamiast jej doświadczać, wdajemy się w walkę ze światem – o to, by był takim, jakim nam się być wydaje; z bliskimi – by byli tacy, jakich ich chcemy, by potwierdzić naszą wizję świata i siebie; albo zaczynamy chorować, mieć objawy, by odwrócić uwagę od egzystencjalnej niewygody.
Bywa, że w takich chwilach pomaga przyjaciel, książka.
Czasami, gdy inne sposoby się wyczerpią, pomocny bywa psychoterapeuta.
Zdjęcia w serwisie: www.stock.chroma.pl, www.123rf.com, archiwa autorów i redakcji
Kwartalnik Psychiatra 5 (2/2014)