AktualnePsychiatra, który wyzdrowiał ze schizofrenii

Psychiatra, który wyzdrowiał ze schizofrenii

-

- Advertisment -spot_img

Z Danielem B. Fisherem rozmawia Katarzyna Szczerbowska

Kiedy w młodości zdiagnozowano u niego schizofrenię, postanowił zostać psychiatrą. Doktor Daniel Fisher daje nam świadectwo chorowania i zdrowienia, i opowiada o swojej metodzie wsparcia – emocjonalnej reanimacji.

Umówiliśmy się, że Pan Doktor sam się przedstawi.

Jestem lekarzem psychiatrą, osobą z doświadczeniem kryzysu psychicznego, która wyzdrowiała ze schizofrenii. Prowadzę w Nowym Jorku National Empowerment Centre (Narodowe Centrum Wzmacniania). Jego misją jest dawanie nadziei ludziom na wyzdrowienie i mówienie o tym, jak to zrobić. Rozwinęliśmy metodę wsparcia, która nazywa się „emocjonalna reanimacja”. Przeznaczoną dla każdego, ponieważ zdrowienie jest sprawą każdego z nas.

Od wielu lat zdrowy Daniel Fisher udziela wywiadów, prowadzi szkolenia, występuje na konferencjach. Zdarza się, że ludzie mówią, że skoro jest Pan w tak świetnej formie, to niemożliwe, że Pan chorował na schizofrenię. Nie widzieliśmy Pana chorego, nie siedzieliśmy z Panem w szpitalu. Może Pan opowiedzieć o swoim doświadczeniu chorowania?

Jak na ironię zacząłem chorować, kiedy robiłem badania dotyczące chemicznej bazy schizofrenii, zaburzeń równowagi pomiędzy chemicznymi substancjami znajdującymi się w mózgu. Pracowałem wtedy w największym w Stanach Zjednoczonych instytucie zajmującym się zdrowiem psychicznym. Zaczęło się od tego, że nagle zobaczyłem w ludziach maszyny. Wydawało mi się, że wszyscy są robotami, które mnie kontrolują. Przestałem chodzić do pracy, mówić, jeść. Miałem trudność z poruszaniem się. Moja przestraszona rodzina zawiozła mnie do szpitala psychiatrycznego. To, co się ze mną działo, lekarze nazwali schizofrenią katatoniczną. W katatonii twój umysł cofa się w rozwoju, często towarzyszy temu utrata pamięci, traci się płynność ruchu, zastyga się w różnych pozycjach, człowiek czuje się jak sparaliżowany. W głębi siebie nie widziałem żadnego sensu w nawiązywaniu kontaktu z otoczeniem, żadnego celu w tym, żeby mówić. W szpitalu psychiatrycznym nie wiedzieli, co ze mną zrobić, jak nawiązać kontakt. Dali mi lekarstwa, ale nie zmieniało to mojego stanu. Lekarze i pielęgniarze zasypywali mnie pytaniami. Pytanie za pytaniem. Przyjechałem do szpitala przerażony, a to jeszcze bardziej mnie przestraszyło. Byłem przekonany, że otaczają mnie wrogowie. Wśród personelu pomocniczego było kilku bardzo młodych ludzi, którzy poszukali sposobu na dotarcie do mnie poza słowami, ponieważ ja nie używałem słów. Zamiast pytać, czy chcę napić się, przynosili szklankę z wodą, pokazywali ją zachęcając z uśmiechem, żebym wyciągnął po nią rękę. Skupili uwagę na moich potrzebach, a moją podstawową potrzebą było poczuć, że nie jestem sam. To, że poczułem ich wspierającą, uważną obecność, pozwoliło mi wyjść z lęku. Dotarli do mnie ludzie bez doświadczenia medycznego. Nie zadawali pytań, nie próbowali mnie naprawić, po prostu byli ze mną. Wtedy po raz pierwszy zacząłem myśleć o stworzeniu metody wsparcia, która pozwoli docierać do człowieka doświadczającego głębokiego załamania zdrowia psychicznego. Ci ludzie dotarli do mnie nie werbalnie, ale sposobem w jaki na mnie patrzyli, uśmiechem, dobrą energią. Dzięki nim poczułem, że mogę zjednoczyć się z ludźmi. Dzięki temu, że podzielili się ze mną swoim człowieczeństwem i autentycznością, odczułem, że nie każdy człowiek jest robotem i zacząłem znowu mówić. Postanowiłem, że będę psychiatrą i zacznę zmieniać system leczenia tak, żeby inni pacjenci mogli dostawać to, co ja od nich dostałem. Kiedy po opuszczeniu szpitala, podzieliłem się ze swoim psychiatrą planem zostania psychiatrą. Powiedział, że wierzy we mnie, że jestem w stanie to zrobić. To był fantastyczny lekarz. Jego rodzina pochodziła z Ukrainy i Polski. Czasami ludzie pytają, dlaczego chcę pomagać ludziom w Polsce. Wracam tu i chcę dzielić się swoim doświadczeniem między innymi dlatego, żeby odwdzięczyć się za to, że on kiedyś mi pomógł, za wielką dobroć, którą mi okazał. 

Kiedy ktoś prosi, żebym opowiedziała, czym jest psychoza, zwykle mówię, że to jest śnienie na jawie, że człowiek wtedy chowa się w swoim wnętrzu i że cały wysiłek otoczenia skupia się na tym, żeby wyciągnąć go na powierzchnię, obudzić ze snu. Podoba mi się jednak to, co kiedyś usłyszałam od Pana, że psychoza to jest sposób na to, żeby się ułożyć na nowo, początek pewnego procesu.

Byłem człowiekiem, który żył w głowie, który opierał się na swojej wiedzy, do wszystkiego podchodziłem intelektualnie. Doświadczenie psychozy otworzyło moje serce. Kryzys pozwolił mi bardziej czuć. Mogłem wrócić do ludzi otwarty na nich emocjonalnie, poczuć z nimi głęboką więź.  

Naprawdę można wyzdrowieć ze schizofrenii?

Ja wyzdrowiałem. Nie jestem jedyny. Prawdopodobnie miliony ludzi wyzdrowiały. Większość psychiatrów nie widzi tych, którzy doszli do zdrowia, bo takie osoby wracają do życia, społeczeństwa, swoich spraw, celów. Większość nie chce mówić o doświadczeniu chorowania na schizofrenię, bo towarzyszy jej mnóstwo stereotypów, diagnoza schizofrenii wciąż jest piętnem. W Stanach Zjednoczonych zrobiono obszerne 30-letnie badania dotyczące schizofrenii, które prowadziła profesor Courtenay Harding. Objęła nimi 261 pacjentów doświadczających tak głębokiego kryzysu, że nie byli w stanie opuścić szpitala psychiatrycznego, ciągle do niego wracali. Zadała pytania, co by było, gdybyśmy uwierzyli, że ci ludzie poradzą sobie w społeczeństwie i czego by potrzebowali, żeby wieść normalne życie w swoim środowisku. Stworzono dla nich mieszkania treningowe, gdzie byli wspierani przez pracowników socjalnych i ekspertów przez doświadczenie. W ciągu 30 lat trwania tego badania, 40 procent pacjentów objętych nim wróciło do społeczeństwa, do pracy, budowania więzi z ludźmi. Ich sąsiedzi nie mogliby się domyślić, że mieszkają obok kogoś, kto ma za sobą poważne załamanie zdrowia psychicznego. 28 procent zdrowiało głównie w środowisku, co jakiś czas tylko doświadczając nawrotu choroby, co mogło wiązać się z krótkim pobytem w szpitalu. Okazało się więc, że aż 68 procent spośród badanych osób może normalnie żyć w społeczeństwie. Porównano tę grupę do pacjentów doświadczających głębokich kryzysów mieszkających w innej części Stanów Zjednoczonych, którzy nie dostali takiej pomocy. Tam udało się wrócić do społeczeństwa 40 procentom z nich, tyle, że w tej grupie znalazły się także osoby doświadczające nawrotów kryzysu. Widać, jak dużym wsparciem w zdrowieniu jest życie w otoczeniu ludzi, którzy wierzą, że możesz wyzdrowieć. Ważne jest edukowanie środowisk zajmujących się pomaganiem w kryzysie przez pokazywanie, że jest możliwość zdrowienia i jak budować relację z pacjentem, żeby mieć jak największą szansę powodzenia. Mówić o tym, jak ogromnie istotne jest akceptujące, oparte na zrozumieniu, wspierające podejście i wiara w pacjenta.

Pan zaczął zdrowieć dzięki spotkaniu ze wspierającymi ludźmi. Jak dalej wyglądała Pana droga do zdrowia?

Miałem przez cały czas wokół siebie wielu ludzi, którzy wierzyli, że wyzdrowieję. Była wśród nich moja żona. Pytałem ją, czemu przy mnie została, choć patrzyła na mnie w trudnej godzinie. Odpowiedziała, że nigdy nie widziała we mnie chorego. W zdrowieniu ważne jest też to, żeby mieć jakieś zajęcie, które cieszy, pomaga duszy. Właśnie po to, żeby mieć pracę, która daje radość, nadaje sens życiu, porzuciłem pracę w laboratorium i zostałem psychiatrą. Pomaga mi to, że mogę pomagać ludziom.

Jaka terapia okazała się najbardziej pomocna?

Pomogła mi ich kombinacja: psychoterapia grupowa, indywidualna, psychodrama. Cenny był też dla mnie kontakt z ekspertami przez doświadczenie. Epizod choroby pojawił się, kiedy miałem 25 lat. Sześć lat zajęło wychodzenie z niego. Często utożsamia się zdrowienie z zaprzestaniem brania leków. Wyzdrowienie jest możliwe przy zachowaniu farmakologicznego wsparcia. Zdrowienie definiuje się jako powrót do ról życiowych, do bycia w społeczeństwie, otwieranie się na ludzi.

Jak Doktor przekonuje pacjentów, żeby nie rzucali gwałtownie leków, jeśli chcą próbować żyć bez nich?

Z mojego doświadczenia wynika, że bardziej prawdopodobne jest, że człowiek będzie brać lekarstwo, jeśli wie, że może zastopować zażywanie go. Pacjenci chętniej biorą leki, jeśli wiedzą, że one nie zawładną nimi, że nie zaczną nimi rządzić. Ważne, żeby człowiek był głęboko przekonany, że to on decyduje o swoim życiu, a nie leki. Dając receptę mówię, że to lekarstwo spowoduje, że nie będziesz taki bardzo smutny, ale ty musisz wziąć udział w swoim wyzdrowieniu. Mówię również, że branie lekarstw nie jest na zawsze, że zdarza się, że zajmuje to parę lat, ale może nadejść czas, kiedy będzie można od nich odejść. Ludzie nie boją się wtedy, że dostają lekarstwo na całe życie.

Odstawiać leki najlepiej pod opieką lekarza?

Tak, bo to trzeba robić stopniowo, delikatnie. Ważne też, żeby ludzie mieli świadomość, jakie i na co lekarstwo biorą, jak duże są to dawki, żeby rozmawiali na ten temat z lekarzem. Lekarstwa są potrzebne, jeżeli jesteś tak zestresowany, że nie możesz funkcjonować. Mogą pomóc przywrócić człowieka do rzeczywistości. One jednak nie uzdrawiają. Człowiek sam musi się uzdrowić. Kryzys można porównać z prowadzeniem samochodu, kiedy układ kierowniczy szwankuje. Musisz coś zrobić, żeby samochód jechał. Lekarstwa są jak płyn, który pozwoli kierownicy bardziej płynnie działać. Lekarstwa nie powiedzą jednak, jaką drogą masz jechać, w która stronę skręcić. To powinno przyjść z twojego serca, wypłynąć od ciebie. Musimy poznać nasze serca, co czujemy, żeby podejmować decyzje.

Jak poznać swoje serce, jak je poczuć?

Pytanie za 64 tysiące dolarów. To jest długi życiowy proces. Uważam, że metoda emocjonalnej reanimacji pomaga je poczuć.

Mógłby Pan o niej opowiedzieć?  

Tak, jak reanimuje się serce przy zawale, żeby mogło znowu bić, tak tu chodzi o emocjonalną pracę nad sercem osoby w kryzysie, żeby mogło się otworzyć, odczuwać, sięgać do ludzi. Emocjonalna reanimacja składa się z trzech aspektów. Pierwszy to nawiązanie kontaktu, łączenie się, wchodzenie w relację – od serca do serca. Drugim aspektem jest wzmocnienie, przekazywanie wsparcia. Myślę, że siła wypływa z emocji. Im bardziej swobodnie czujemy się mówiąc o swoich uczuciach, tym lepiej budujemy swoją tożsamość, poczucie wartości, swoją siłę, moc. Wyrażając uczucia, będąc autentycznym najbardziej możesz pomóc. Ludzie doświadczając kryzysu nie potrzebują robota bez żadnych emocji na twarzy. Niestety tradycyjny trening uczy terapeutów i lekarzy, żeby być jak roboty, żeby nie pokazywać, co się czuje. Takie podejście jednak pozostawia osobę w kryzysie wycofaną, wyalienowaną. Chce się ona chować przed ludźmi, którzy nie pokazują żadnych uczuć. Na kursie emocjonalnej reanimacji uczymy ludzi, jak być sobą. Jak komuś pomagać, mówiąc z serca, z poziomu uczuć. W tym podejściu chodzi o to, żeby dzielić się z osobą w kryzysie tym, co czujemy. Jeśli czujemy strach, to trzeba powiedzieć: czuję strach, ale jestem tu i pozostanę z tobą, żeby ci towarzyszyć, jestem tutaj dla ciebie. Jeśli czujemy smutek, wyraźmy to, mówmy o tym na przykład: odczuwam smutek, kiedy mówisz o utracie pracy, ale jestem z tobą, w tym momencie towarzyszę tobie. Kiedy dzielisz się tym, co odczuwasz, otwierasz drugiego człowieka. W odpowiedzi na twoje otwieranie się, on zaczyna się otwierać. Odczuwanie uczuć w sercu, w sobie przynosi siłę i nadzieję. Tu dochodzimy do trzeciego aspektu emocjonalnej reanimacji, którą jest rewitalizacja – ożywienie, przywrócenie do życia. Serce do serca to były pierwsze słowa, jakich usiłowałem się nauczyć po polsku. Powiedziałem na konferencji niechcący „serek do serka” i wszystkich to bardzo rozbawiło. Teraz zawsze, jak jestem w Polsce, ludzie przywołują ten żart. Podoba mi się, że żartują, bo poczucie humoru jest niezwykle ważne w zdrowieniu.

Czym jest zdrowie psychiczne?

Czucie między głową a sercem. Możliwość nazwania i wyrażenia swoich uczuć. Powinno to się nazywać zdrowiem emocjonalnym, a nie psychicznym, bo czujemy sercem. Czasami nie czujesz swojego serca, swoich uczuć i dlatego potrzebujesz kogoś, kto w tym pomoże. W tym miejscu dotykamy ważnego aspektu zdrowia psychicznego – czucia relacji z drugą osobą, emocjonalnego związku z nią.

Czasem ludzie w kryzysie wycofują się ze związków z ludźmi, nie chcą widzieć nawet najbliższych. Co zrobić, żeby wrócili?

Zdarza się, że wpadamy w kryzys, bo potrzebujemy wycofać się z relacji, które są dla nas bolesne. Chcemy znaleźć się w świecie równoległym, we własnej rzeczywistości, żeby poczuć się bezpiecznie. Dlatego ważne jest bycie wśród ludzi, którzy nie oceniają, nie osądzają, nie wywierają presji.

Psychoza często sprawia, że traci się różne cenne umiejętności, na przykład łatwość zapamiętywania, uczenia się. Czy da się wrócić do dawnej formy?

Jak rozwiniesz w sobie pewność siebie, mocne strony, zaczniesz sobie ufać, możliwe jest wrócenie do pełni zdrowia, do dawnej formy. Kiedy nasze serce jest w wielkim stresie, czego doświadczyłem, kiedy opuściła mnie pierwsza żona, nie chcesz myśleć. Myślenie przypominało mi o moim bólu. Musiałem uzdrowić swoje serce, żeby zacząć myśleć. Mam 77 lat i cały czas zdrowieję. Jestem w tym procesie. Nawet ostatnio widzę, że jakość mojej pracy jest lepsza, że jestem bardziej efektywny. Nie martwię się o to, co się stanie. Żyję trwającą właśnie chwilą i czuję się w sobie coraz bardziej bezpiecznie. Podejmuję szybciej decyzje. Nie zastanawiam się, które wyjście wybrać. Po prostu wybieram. Jestem coraz bardziej pewny siebie.

Bliscy osób doświadczających głębokich kryzysów często są przerażeni chorobą, bezradni. Zdarza się, że pytają, jak leczyć bez zgody. Co Pan radzi bliskim?

Ważne żeby wiedzieli, że są alternatywy dla leczenia w szpitalu i szukali ich. Istnieją rozwiązania pozwalające na budowanie relacji z ludźmi. Wielkim zasobem są eksperci przez doświadczenie. Oni mogą być niezwykle pomocni zarówno dla osoby, która doświadcza kryzysu, jak i jej bliskich.

Co zrobić, kiedy bliska osoba w kryzysie traktuje nas jak wroga, a bardzo pragniemy do niej dotrzeć?

Trzeba zbudować zaufanie delikatnie, stopniowo. Dać jej czas. Nie brać tego osobiście. Jej reakcja na nas może nie mieć z nami nic wspólnego. Może być związana z tym, czego ona doświadcza w kryzysie, na przykład przeżywaną traumą z przeszłości.

Jak zadbać o tych, którzy nie mają bliskich i nie mają w sobie nadziei?

Mogą im pomóc eksperci przez doświadczenie. W Stanach Zjednoczonych mamy centra zdrowienia, do których można przyjść i dostać od nich wsparcie.

Jak prowadzić dialog z pacjentem, który rani słowami?

Można do niego dotrzeć w sposób niewerbalny, gestami. Ale też trochę tak, jak do małego dziecka. Kiedy dziecko jest małe i płacze, trzeba do niego podejść, spojrzeć głęboko w oczy i powiedzieć stanowczo: musisz przestać płakać. Potrzeba czasu, żeby osoba w kryzysie uspokoiła się, doszła do siebie. Bywa, że konieczny jest ktoś do pomocy, bo bycie z osobą w kryzysie bez przerwy zabiera dużo energii. Pomagam w podejściu otwartego dialogu. Przychodzi do mnie wtedy cała rodzina. Choć najbardziej widać problemy osoby, która doświadcza kryzysu, przecież jakieś problemy mają wszyscy jej członkowie. Rozmawiamy o tym. Nie winimy nikogo. Uczę ich emocjonalnej reanimacji. Na jednym ze spotkań młody chłopak doświadczający kryzysu wstał i zaczął krzyczeć na rodziców. Powiedziałem mu: nie jesteś sobą dzisiaj, nie masz dzisiaj szacunku dla rodziców. A wtedy on spojrzał na mnie i zaczął krzyczeć na mnie. Nie byłem przestraszony, patrzyłem na niego ze spokojem. Nagle zatrzymał się i powiedział: a, ty też miałeś diagnozę schizofrenii, po czym zaczął się uspokajać. Polecam pomoc osób z doświadczeniem kryzysu. Ci którzy są w kryzysie, i którzy przez to przeszli, najlepiej się zrozumieją.

Daniel Fisher, amerykański psychiatra z ponad 30-letnim doświadczeniem w szpitalach psychiatrycznych, oddziałach dziennych, poradniach lekarskich, domach seniora i środowiskowych centrach zdrowia psychicznego. Konsultant administracji Prezydenta Obamy d/s reformy Zdrowia Psychicznego w USA. Dr Fisher to członek komisji „Nowa Wolność w Zdrowiu Psychicznym,” która opracowała szczegóły reform psychiatrii we współpracy z Białym Domem. W młodości leczył się psychiatrycznie, dostał diagnozę schizofrenii, kilkakrotnie hospitalizowany. Prowadzi National Empowerment Centre. Jeździ po świecie, by dawać świadectwo zdrowienia i propagować swoją metodę wsparcia – emocjonalną reanimację. 

Zdjęcia w serwisie: www.stock.chroma.pl, www.123rf.com, archiwa autorów i redakcji

Najnowsze

Światowy Dzień Choroby Afektywnej Dwubiegunowej: młodzi pacjenci z ChAD wciąż czekają na ogólnodostępną farmakoterapię

30 marca obchodzony jest Światowy Dzień Choroby Afektywnej Dwubiegunowej (ChAD), poświęcony pamięci wszystkich chorujących na to zaburzenie. Skuteczność leczenia choroby...

Ruch przeciw depresji

Nie ma wątpliwości, że ruch jest dobrym środkiem służącym zapobieganiu depresji, choć trzeba pamiętać, że tak jak do jej...

Terapia sztuką pozwala zrozumieć własne emocje i nie jest stygmatyzująca

Tempo życia nie spadnie, a wyzwań będzie coraz więcej. Trzeba wprowadzić profilaktykę psychiczną w szkołach wyższych, żeby nauczyć studentów...

Presja edukacyjna

Cezary Żechowski Kiedy w czerwcu kończył się rok szkolny i zbliżały wakacje, miałem poczucie dobrze wykonanego obowiązku. Większość dzieci i...

Urojenia wsteczne – zapomniany termin psychopatologiczny

Ryszard Kujawski | Wojewódzki Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu Przeglądając starą prasę psychiatryczną, natknąłem się na artykuł Adama...

Dlaczego psychoterapeuci odrzucają projekt rozporządzenia dotyczący specjalizacji?

Niniejszy tekst zawiera obszerne fragmenty informacji dla mediów przygotowanych we współpracy przez reprezentantów między innymi: Sekcji Naukowej Psychoterapii i...

Na czasie

Starość – wyzwanie dla współczesnej cywilizacji

Tadeusz Parnowski (PTPG, RJP PAN) Zmiany demograficzne i epidemiologiczne w...

Psychiatria i Sport

Piotr Wierzbiński, dr n.med. Nie sposób nie wspomnieć o sporcie,...
- Advertisement -spot_imgspot_img

Może Cię zainteresować
Rekomendowane