Z Jerzym Kłoskowskim z Fundacji ef.Kropka rozmawiała Kamila Fethke
Polska jest postrzegana przez społeczeństwo jako obszar najsilniejszej dyskryminacji osób chorych psychicznie. Czy Pańskie doświadczenia w tym zakresie potwierdzają tą opinię?
Tak, to jest jeden z czynników, który bardzo wyklucza w Polsce ludzi. To się na szczęście chyba dosyć szybko zmienia, ale myślę, że w porównaniu z innymi częściami świata, bardziej na zachód od nas, to nie jest za dobrze.
Z czego wynika obawa przed zatrudnianiem ludzi z doświadczeniem psychozy?
Z niewiedzy i wynikającego z tego lęku, i z czegoś, co też się z tym wszystkim po części łączy. To jest nasza polska specyfika, że w ogóle nie lubimy innych – homoseksualistów, obcokrajowców, murzynów, niewierzących, itd.
Jakie są realne trudności osób z doświadczeniem schizofrenii w pracy zawodowej?
Osoby chorujące psychicznie czy z doświadczeniem choroby psychicznej, jak ja wolę mówić, mają trudności w pracy na dwóch poziomach. Po pierwsze, są to problemy wynikające z choroby – im po prostu jest trudniej. Często występuje konieczność dłuższych zwolnień lekarskich, czasami konieczność hospitalizacji. Trudności takie związane są ze skutkami choroby, tzn. miewają mniej energii, trudniej jest im się zebrać, trudniej im wyjść rano z domu. Osobom z doświadczeniem choroby psychicznej łatwiej też jest się wycofać z różnych aktywności niż przeciętnemu człowiekowi. To jest to, co wynika z, nazwijmy to, choroby, a drugą sprawą jest to, co się dzieje wokół nich. Często pracodawcy nie chcą zatrudniać osoby z doświadczeniem choroby psychicznej. W ogóle ciężkie są możliwości zatrudniania osób niepełnosprawnych, a z doświadczeniem choroby psychicznej w szczególności. Popadały różne spółdzielnie inwalidzkie, zakłady pracy chronionej, to się nie utrzymało w rynkowej rzeczywistości. Poza tym pracy w ogóle jest mniej.
Na forach poświęconych schizofrenii można przeczytać różne opinie wyrażane przez samych chorych – jedni twierdzą, że są zdolni do pracy, inni, że to absurd, że mogliby być zatrudnieni. Jak Państwo się do tego odnoszą? Czy każdy może, z odpowiednią pomocą, być pełnowartościowym uczestnikiem rynku pracy?
Myślę, że my wszyscy nie nadajemy się do każdej pracy, prawda? W niektórych zawodach możemy być bardzo dobrymi pracownikami, w innych nie. Podobnie jest tutaj. Niektóre osoby mogą pracować w jakichś konkretnych zawodach, a w jakichś nie mogą pracować. Nie mogą wykonywać, czy może nie powinny, zawodów, które są związane z dużym narażeniem się na stres. Chociaż bardzo bym chciał, żeby osoby z doświadczeniem choroby nie były dyskryminowane, to jednak nie wyobrażam sobie, żeby osoby takie mogły pracować w takich zawodach jak np. policjant, żołnierz zawodowy na misjach czy strażak, bo to jest po prostu za trudne, nawet dla wielu tzw. zdrowych. Tak więc, teoretycznie każda osoba mogłaby pracować, w praktyce – wiadomo, że nie. Istotną sprawą w pracy w tzw. normalnym środowisku jest też fakt, że te osoby są narażone na pewien ostracyzm, wykluczenie, niechęć Osobom po kryzysach psychotycznych łatwo jest przechodzić na renty. Komisje szastają tymi grupami i od razu wysyłają na rentę. To jest jeden z czynników, który powoduje, że te osoby nie są do końca zmotywowane do tego, żeby zacząć pracę. Dzięki rencie nie muszą przezwyciężać swoich kłopotów, mają to minimum egzystencji zapewnione – z pomocą rodziny czy pomocy społecznej jakoś ze wszystkim mogą sobie dać radę. Często skutkiem choroby psychicznej jest trudność w aktywności – to też zatrzymuje. Jeśli jest renta i oprócz tego trudno w ogóle wyjść z domu z powodów emocjonalnych, to do pracy tym bardziej. Natomiast moim zdaniem, większość osób z doświadczeniem choroby psychicznej może pracować w bardzo, bardzo wielu zawodach, wykonując prace zgodne ze swoimi kwalifikacjami.
Podczas spotkania fundacji, w którym uczestniczyłam, jeden z uczestników wspomniał o negatywnej opinii komisji lekarskiej dot. jego zdolności do pracy, którą on czuł się pokrzywdzony i zupełnie się z nią nie zgadzał. Dodał także, że jeden z jego pracodawców był bardzo zadowolony z niego jako z pracownika. Czy często zdarza się, że opinie komisji lekarskich dot. możliwości pracy są nieadekwatne i krzywdzące dla pacjentów? Biorą je Państwo w ogóle pod uwagę?
Często jest tak, że komisje lekarskie wystawiają ,,żadna praca”, co ma się nijak do rzeczywistości. To są jakieś ZUS-owskie wewnętrzne sprawy. W przypadku naszych stażystów lekarz musiał wydać zaświadczenie, że nie ma przeciwwskazań do pracy w gastronomii, co było podstawą do wydania przez lekarza medycyny pracy zgody, żeby oni poszli na ten staż. W tych orzeczeniach komisji niepełnosprawności bardzo często jest ,,żadna praca” i koniec. Taki jest stosunek – jak jest chory, świr, to do żadnej pracy się nie nadaje. My zupełnie się tym nie kierujemy.
Jakie Pana zdaniem są najważniejsze prozdrowotne skutki zatrudnienia osób chorych?
Praca zawodowa dla każdego człowieka jest chyba czymś bardzo ważnym. Pomijając aspekt ekonomiczny, niemniej ważny, jest jeszcze budowanie kontaktów z innymi ludźmi, budowanie swojego poczucia wartości. Ponadto plan dnia jest wtedy konkretny. Nie zastanawiam się rano, co ja mam ze sobą zrobić, tylko wiem, że muszę iść do pracy. To jest bardzo ważne dla każdego. Dla osób z doświadczeniem choroby psychicznej często jest to jeszcze ważniejsze – stały harmonogram życia.
Jakie korzyści po zakończeniu stażu wynoszą podopieczni fundacji, a jakie pracodawca?
to trzeba się zapytać ich (śmiech). Pomysł pani Agnieszki Kręglickiej, żeby w ich restauracjach odbywały się staże, wiąże się między innymi z tym, że ona chciała spowodować pewne uwrażliwienie ich pracowników na problemy społeczne. Ludzie bardziej empatyczni są też pewnie lepszymi pracownikami w takiej dziedzinie jak usługi. Z tego co wiem, to głównym celem restauracji nie jest nakarmienie, ale sprawienie, wszelkimi możliwymi sposobami, żeby klient był zadowolony (śmiech).
Jakie kryteria należy spełniać, aby ubiegać się o staż w Państwa fundacji?
Z tych formalnych, musi to być osoba z doświadczeniem choroby psychicznej, pod stałą opieką psychiatry oraz mieć taką chęć. Natomiast my jednak staramy się naszych stażystów trochę wcześniej poznać. Stąd też różne warsztaty, które robiliśmy. Na razie mieliśmy jedną panią, której odradzaliśmy staż.
Tylko jedną?
Na razie tak. Praca w restauracji jest ciężka. To jest kilka godzin stania i szatkowania cebuli np., albo obierania marchewki. Jedna ze stażystek na dzień dobry dostała 30 kg kurczaków do krojenia.
Jakie kroki należy powziąć, aby móc ubiegać się o pracę na równi z osobami bez doświadczenia psychozy? Mam tu na myśli dokształcanie, przekwalifikowywanie itp.
Pewnie jak się chce być np. księgową, to należy mieć jakiś papier. Ale w przypadku restauracji, takich wymogów raczej nie ma. Szefową kuchni w jednej z restauracji jest osoba po muzykologii, a jest świetna w tym, co robi. Nie jest potrzebne żadne wykształcenie gastronomiczne. Także w przypadku takich prostszych prac wystarczy mieć jakieś doświadczenie i to lubić. Dwóm naszym stażystom zaproponowaną stałą pracę po zakończeniu stażu, na normalnych warunkach. Ciekawostką jest to, że odmówili (śmiech).
Czy są jakieś działania, które fundacja podejmuje poza organizacją miejsc pracy dla stażystów?
My nie szukamy miejsc pracy, nie jesteśmy pośrednictwem. My chcemy zbudować własną restaurację i tworzymy krąg ludzi, trochę przyuczonych, który będzie zaczynem naszego personelu.
To znaczy, że stażyści uczą się fachu w restauracjach, żeby być może móc później tworzyć z państwem własną działalność?
Tak, jeśli uda nam się stworzyć tę restaurację, chcielibyśmy, żeby oni do nas wracali. Ale robimy też bardzo dużo innych rzeczy. Jednym z naszych podstawowych działań jest zmiana stereotypu osoby z doświadczeniem choroby psychicznej. Stąd ta restauracja, która też miałaby zmieniać ten stereotyp. Bo stereotyp jest taki, że jak wariat gotuje, to na pewno dosypie jakiejś trucizny, a w najlepszym razie napluje. A z tego, co słyszałem, to najwięcej pluli, z nudów, pracownicy budek z zapiekankami (śmiech). Nasze działania są skierowane w dużej mierze na zmianę tego stereotypu. Stąd też nasza koalicja ze Stowarzyszeniem Równych Szans, założonym przez Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego. Skierowaliśmy jednego naszego stażystę do tego towarzystwa, bo okazało się, że odmówiono mu pobrania krwi od niego w stacji krwiodawstwa – z powodu choroby, a nie z powodu leków, które przyjmuje. Podczas wywiadu z lekarzem, kiedy powiedział, na co jest chory, lekarz odparł, że taka jest instrukcja, że osoby z psychozami nie mogą oddać krwi. Co biologicznie kompletnie nie ma wpływu! Czy choćby słynny, nadal istniejący, artykuł kodeksu rodzinnego, który umożliwia odmówienie udzielenia ślubu osobom chorującym psychicznie. My chcemy to zmieniać. Bierzemy udział w różnych akcjach, jak Piknik Zdrowia Psychicznego. Staramy się jak najczęściej się da, jak nas tylko zaproszą do radia czy w telewizji mówić o tym – nie tylko o naszym programie, ale w ogóle o problemach. Zacząłem teraz rozmowy z panią Agnieszką na temat zorganizowania dużej imprezy w październiku z okazji światowego dnia zdrowia psychicznego. Chcielibyśmy, żeby to był jakiś duży koncert, który ściągnąłby ludzi, a jednocześnie będzie to też możliwość powiedzenia trochę więcej o chorobach.
W ramach pracy z naszymi stażystami, ale też z pracownikami restauracji, których chcieliśmy namawiać do zmiany, pojechaliśmy do Krakowa odwiedzić Hotel u Pana Cogito. Jest to hotel prowadzony przez osoby z doświadczeniami choroby psychicznej. Jest to bardzo dobry, drogi hotel. Jadąc do Krakowa zahaczyliśmy o karczmę Jaskółeczka, także prowadzoną przez osoby z doświadczeniami choroby psychicznej. To jest osiedlowa jadłodajnia. To wszystko ma wpływ na środowisko wokół. W Jaskółeczce organizowane są chrzty, komunie itd. Nikt nie boi się, że „wariaci” ich zaraz czymś zatrują.
Czy są jakieś trudności, z którymi fundacja zmaga się szczególnie?
Głównie zmagamy się z urzędem miasta, z ich biurokracją. Trzeba uważać na każde słowo – prowadzenie grupy i współprowadzenie to nie to samo, czepiają się małej litery, wielkiej litery, sformułowanie użyte w kosztorysie ma być identyczne w rozliczeniu. To jest absurd.
Czy osoby spoza fundacji mogą wspierać Państwa działalność?
Oczywiście. Mamy liczną grupę wolontariuszy. Od czasu do czasu udaje nam się też wyżebrać jakieś pieniądze – najwięcej od moich kolegów albo znajomych (śmiech). Pieniądze są nam bardzo potrzebne. Do każdego programu musimy mieć wkład własny. To jest chyba kłopot wszystkich organizacji pozarządowych.
Czy potrzebują państwo konkretnej grupy osób do współpracy – psychologów, ekonomistów…?
Chyba nie. W tej chwili serdecznie zapraszamy każdego, kto zechce pomóc. A jeśli chodzi o wsparcie finansowe – preferujemy ludzi bogatych (śmiech).
19/09/2014
Zdjęcia w serwisie: www.stock.chroma.pl, www.123rf.com, archiwa autorów i redakcji